Pierwsze kojarzy się z obowiązkowym czytaniem nudnych albo zwyczajnie nielubianych książek, drugie z przykrymi ograniczeniami, które trudno znieść. Oba wywołują przykre skojarzenia.
Te nieszczęsne "lektury obowiązkowe" powodują, że młody człowiek zapytany o ulubione lektury odpowiada, że lektury są nudne, trudne i on/ona ich nie znosi, ale za to lubi czytać literaturę science fiction albo książki Grocholi. Na stwierdzenie, że to przecież też jest lektura, widzę okrągłe ze zdziwienia oczy i słyszę zapytanie: "Naprawdę? Od kiedy?"
Istnienie kanonu lektur szkolnych spowodowało, że dla większości Polaków znaczenie tego słowa zawęziło się. Wszelkiej maści literatura i prasa to już nie lektura! Więc co?
Gwoli przypomnienia podaję za słownikiem PWN, że lektura to:
1. «czynność czytania»
2. «to, co się czyta lub co należy przeczytać»
3. «spis książek przeznaczonych do przeczytania»
Podobnie rzecz się ma z "dietą". Nie znoszę tego słowa, odkąd mam na pieńku z moją wagą. ;-) Oszukuje mnie okrutnie!
A przecież dieta to:
«system odżywiania się polegający na dostosowaniu ilości i rodzaju pokarmu do potrzeb organizmu; też: w ogóle sposób odżywiania się».
Więc nie katujmy się dietą, tylko wybierzmy sobie jakiś fajny sposób odżywiania. Na pewno znajdziemy na ten temat wiele lektur.
Trafiłaś w punkt w obydwóch przypadkach.
OdpowiedzUsuńMoje wnuki też nie cierpią "lektury".
A jeśli chodzi o "dietę" to najchętniej jedliby lody.
Serdeczności Halinko :-)
"Lektury" zawsze kojarzą się z przymusem, niestety.
UsuńCałkiem przyjemna jest ta ich ulubiona dieta. Niech się nią cieszą, póki mogą.:-)
Serdeczności:-)))
O nie! Nie mam zamiaru katować się lekturami na temat diety; pomijam już, ze często zawierają sprzeczne treści, co nam służy a co nie. A co do lektur szkolnych, to nie miałam do nich awersji.
OdpowiedzUsuńSerdeczności 🙂
Świat kompletnie zwariował na punkcie odchudzania i różnych, związanych z tym diet.Książek na ten temat jest cała masa i masz rację, że ich treści często są sprzeczne. A tak naprawdę jest jedna dieta - ta, która nam nie szkodzi.
UsuńMnie też szkolne lektury nie sprawiały kłopotu. Tym bardziej, że większość przeczytałam, zanim dowiedziałam się, że są obowiązkowe.
Uściski przesyłam. :-)))
Gdy przeczytałam, że "lektura", to przebrzydłe słowo, to brwi podniosły mi się ze zdziwienia. No, ale być może za moich czasów proponowano uczniom przyjemniejsze książki do czytania? Żartuję. Po prostu zawsze lubiłam czytać i lektury nigdy nie były dla mnie problemem. Nawet "Chłopi" ;) A mój Średni do tego stopnia polubił "Chłopów", że przeczytał wszystkie 4 tomy, chociaż na lekturę obowiązywały tylko 2 (też wymyślili!).
OdpowiedzUsuńA diety mnie śmieszą. Jeść, to co smakuje, w niewielkich ilościach, to moja dieta (czasem zjem więcej tego smacznego, ale katować się nie będę ograniczeniami). Jak to ktoś wymyślił: najlepsza dieta "NŻT" (nie żryj tyle). A poza tym, mówię sobie, że jestem w wieku, kiedy już wszystko mi wolno (a może nie?). Ściskam Cię!
"Chłopi" to jedna z moich ulubionych powieści!😀
OdpowiedzUsuńNikt nie lubi jak mu się coś narzuca, więc "lektura", w domyśle "obowiązkowa" zawsze budziła sprzeciw. Doświadczyłam tego przez wszystkie lata pracy.
Pozdrawiam.😀