środa, 17 czerwca 2020

37. Bez tytułu

Od kilku dni chodzę oniemiała. Dowiedziałam się bowiem od pana (p)rezydenta, że mój nieżyjący od osiemnastu lat brat, nie był człowiekiem. Zgodzę się z opinią, tak jak i on zawsze się z nią zgadzał, że nie był człowiekiem pełnym wszelakich cnót. Ale że nie był człowiekiem?!  To kogo pochowałam? A może każą mi zabrać jego prochy z "ludzkiego" cmentarza? 
Czuję się jak wierny pies, którego wyrzucono za drzwi...

środa, 3 czerwca 2020

36. Po nowemu

       Po nowemu jest teraz w bloggerze. Dość niefrasobliwie kliknęłam opcję wprowadzenia tych nowości, ale  muszę powiedzieć, że po raz pierwszy nie płakałam ze złości,  że niczego nie rozumiem i z niczym sobie nie radzę. Może dlatego, że podeszłam do tych zmian na luzie?
       Po nowemu funkcjonuje moja ręka. Mam nadzieję, że po wielu medycznych przygodach, teraz już wszystko będzie działało bez zarzutu.  Mój ulubiony Chirurg Ręki przyjął mnie po trzech godzinach czekania, kazał zdjąć szwy, zrobił test sprawdzający działanie mojego uszkodzonego nerwu, po czym podaliśmy sobie zdrowe dłonie (bez rękawiczek,ale zdezynfekowane!) i pożegnaliśmy się bez żalu, ale z wielką sympatią (moją do niego, bo odwrotnie to może niekoniecznie).
W tej dłuuugiej kolejce spotkałam koleżankę z sali i tak sobie razem obserwowałyśmy czekających na przyjęcie pacjentów. Na pierwszy rzut oka da się odróżnić "świeżaków" od "weteranów". Ci drudzy znają zwyczaje, mają swoich ulubionych lekarzy prowadzących i nigdy się nie denerwują, kiedy lekarz się spóźnia. Wiemy, że  każde spóźnienie oznacza ratowanie czyjejś ręki - złamanej, zmiażdżonej, odciętej. Jeśli lekarz w tej przychodni się spóźnia, zawsze zastępuje go inny, ale dziś czekałyśmy cierpliwie na "naszego" doktora, żeby mu pokazać skutki jego pracy sprzed dwóch tygodni. I koleżanka, i ja mamy sprawne ręce. Jej przybyła śruba, mnie dwie blizny, ale dzięki temu za kilka  tygodni wrócimy do pełnej sprawności.
"Świeżaki" często nie mają pojęcia, że trafili do najlepszych naprawiaczy rąk w Polsce i brakuje im cierpliwości. Narzekają, czasem się wściekają na spóźniającego się lekarza, nie dowierzają im. Szkoda, bo to wszystko niepotrzebne.
          Po nowemu jest na ulicach. Już nie trzeba maskować się na ulicy. No i okazało się, że naród zrozumiał to jednoznacznie: "Koniec pandemii"! W autobusie trzy panie bez masek, bez rękawiczek rozmawiają beztrosko, nie zachowując żadnego dystansu. Pan w sklepie też "zapomniał", że tam nadal obowiązuje zasłanianie nosa i ust. W kolejce do kasy pani bez maski wchodzi mi niemal na plecy, choć na podłodze są zaznaczone strefy bezpieczeństwa. Nawet na korytarzu w przychodni niektórzy markowali noszenie maski, bo mieli albo odkryty nos, albo i nos, i usta. Z drugiej strony jak wytrzymać w tym namordniku trzy godziny w korytarzu pełnym ludzi? My po prostu wyszłyśmy na godzinę na dwór.
Pandemia jest w pełni rozkwitu i tylko czekać, aż będzie kolejny wzrost zachorowań. Ale zdarzają się cuda! Otóż w dniu, kiedy z gospodarską wizytą był u nas pan (p)rezydent, nie odnotowano ani jednego zachorowania! Może by tak pojechał na Śląsk?

       Czy po 28 czerwca będzie po nowemu? Jak myślicie?