sobota, 31 października 2020

43. Urywki, fragmenty...

 Wychodzę z domu tylko wtedy, gdy muszę. To znaczy po zakupy i do biblioteki.  A! I jeszcze żeby śmieci wyrzucić. Oczywiście posegregowane, choć nie do końca wierzę, że w efekcie finalnym nie trafiają na wspólne wysypisko.

Czytam. Jakiś czas temu koleżanka, która lubi tak zwane obyczajówki,  poleciła mi Marzenę Rogalską, jako znakomitą autorkę. Znając tę panią z programów telewizyjnych, jakoś bez przekonania podeszłam do propozycji sięgnięcia po jej książki.  W czwartek byłam w bibliotece i zupełnie przypadkiem sięgnęłam  po jedną z nich. Sięgnęłam, bo książka leżała na skraju stołu. Już w domu zorientowałam się, że autorką jest Marzena Rogalska. W recenzji na okładce Katarzyna Grochola napisała: To nie dziennikarka telewizyjna Marzena Rogalska napisała książkę.To Pisarka Marzena Rogalska pracuje w telewizji.

 Przyznaję Katarzynie Grocholi rację. Jeszcze nie wiem, co sądzić o fabule, ale warstwa językowa jest świetna. 


Pada. Już drugi dzień prawie bez przerwy leje. Teraz już wiem, że moja złamana, a potem dwa razy operowana ręka pewnie  zawsze będzie swoistym barometrem. A miałam nadzieję, że jednak uda mi się wrócić do formy. Niestety, to już chyba nie w tym wieku.


Zawsze chodziłam na protesty, a teraz siedzę w domu. Chodzi moja najstarsza wnuczka. Wczoraj była w Warszawie. Wyjechała ze Szczecina  o czwartej rano i do późnego  wieczora była na nogach. Mimo swojej niepełnosprawności. Trochę mi wstyd, że ona chodzi na te "spacery", a ja siedzę w domu, ale kiedyś mi napisała: Spoko, Babcia. Ja walczę w imieniu wszystkich. 

Jestem z niej bardzo dumna.  

  Zamknęli cmentarze. W sumie to można się było tego spodziewać. Tyle tylko, że nikt nie myślał, że informację podadzą w piątek po południu i że zamkną wszystko na trzy dni. Jedni płaczą, bo zostaną z towarem, który do  wtorku zwiędnie i zgnije, inni, bo nie zdążyli pójść na groby swoich bliskich. 

Myślę, że gdybym pojechała na groby Rodziców i  mogła jedynie stanąć pod bramą cmentarza, to byłoby mi bardzo przykro. 

W poniedziałek przyjdzie do mnie maturzysta, żeby omówić "Przedwiośnie". Jak ja nie lubię  Zeromskiego! Te wszystkie popioły i rozdarte sosny zawsze mnie potwornie nudziły. Ale jak mus, to mus. Muszę sobie przypomnieć Baryków i Gajowca. 

Serdeczności dla Was!



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

środa, 14 października 2020

Wizyta Smutnej Pani

 
Przyszła Smutna Pani i przysiadła gdzieś na skraju mojej przestrzeni. Spoglądała w jej głąb i z każdym dniem robiła krok do przodu. Najpierw spotkała Wojtka. Może był Jej potrzebny dobry informatyk? Tego samego dnia nieznoszącym sprzeciwu gestem zaprosiła do siebie panią Stasię. Widać GDZIEŚ TAM  trzeba było posprzątać długie korytarze. Takie, jakie były w mojej podstawówce. A może TAM nie sprawdziła się nasza koleżanka Elżbieta, która przeszła na służbę u Smutnej Pani kilka tygodni temu? 

Z dnia na dzień była coraz bliżej. Tym razem  zobaczyła małą Marysię i pewnie stwierdziła, że z takim dzieckiem będzie  jej weselej. Wzięła ją za malutką rączkę i poszły...  Może będą chodziły na długie spacery? Może teraz Marysia ma towarzystwo innych dzieci, które opuściły swoich rodziców?

Na koniec Smutna Pani przysiadła na łóżku naszej Eluni zwanej w rodzinie Lalunią, bo od dziecka była śliczna i miła. Siedziała i patrzyła, milcząc. W końcu zabrała ją ze sobą, bo tego dnia GDZIEŚ TAM  odbywały się imieniny ojca Laluni. Może ojciec tęsknił za najstarszą córką?...

Pięć osób w przeciągu trzech tygodni...