niedziela, 27 października 2019

11. Inne spojrzenie

              Lubię cmentarze. Gdziekolwiek jestem, staram  się pójśc na miejscowy cmentarz. Lubię cmentarz, na którym są pochowani moi Rodzice i Dziadkowie, bo tam "sami swoi" i niemal z każdą osobą wiążą się moje osobiste wspomnienia.
Lubię krakowski Cmentarz Rakowicki, na którym pochowany jest Jan Matejko ale też ksiądz Andrzej Szpak, Zbigniew Wodecki, Marek Grechuta i wiele innych osób, które tworzyły polska kulturę, naukę.
Znam cmentarz Łyczakowski, na którym znalazłam nagrobek z jakże wymowną inskrypcją: "Jan Kowalski Obywatel miasta Lwowa". Znam cmentarz Janowski, na którym pierwszy raz w życiu widziałam groby w klatkach.
Wzrusza mnie malutki cmentarz żydowski w małej miejscowości na Dolnym Śląsku, bo związane są z nim piękne, romantyczne, ale i tragiczne historie.
Lubię naszCmemtarz Centralny. Największy w Polsce, jeden z największych na świecie. Tu swoje ostatnie miejsce znalazło ponad 300 tysięcy mieszkańców Szczecina. Tu realizujemy piękną inicjatywę Drzewek Pamięci. Wczoraj uczestniczyłam w sadzeniu czterech kolejnych dębów, które upamiętniają wybitnych, zasłużonych dla miasta ludzi.
Tradycją jest odwiedzanie grobów bliskich w pierwszym dniu listopada, ale ruch na cmentarzach zaczyna się dużo wcześniej. Sprzątanie wokół grobów, mycie pomników, czasem ich renowacja no i dekorowanie. Często są to "wyścigi" kto ma większy ogródek i u kogo było większe ognisko na grobie. Bo wielkość świadczy ponoć o pamięci. Szczególnie na wsi. Przyznam, że strasznie mnie to irytuje.
W tym roku nie jadę na groby Rodziców, więc wszystkie te czynności spadły na moją kuzynkę. Zwykle staram się, aby  1. Listopada było skromnie i gustownie. Zresztą cały rok jestem wierna tej zasadzie. Teraz,  choć na odległość, zadbałam o to, żeby było tak samo. I co usłyszałam? Ano że Rodzice o mnie dbali, że sprzedałam dom, więc śpię na ich kasie, a groby wyglądają biednie! Więc kuzynka postanowiła dokupić jeszcze kilka chryzantem. Żeby nie było wstydu przed znajomymi i sąsiadami! Szkoda słów!
A mnie wpadł dziś w oko mem mniej więcej takiej treści:
"Babci Honoratce wiązanki i znicze są psu na budę, a plastik zostanie waszym wnukom na 200 lat".
Coś w tym jest. Miliony plastikowych wkładów do zniczy, miliony doniczek z chryzantemami, niezliczona ilość sztucznych kwiatów - to wszystko pozostanie z nami dłużej niż te nagrobki, na których stawiamy znicze, niż pamięć o naszych bliskich zmarłych. Nie z nami. Z naszymi bardzo odległymi w czasie potomkami.

sobota, 12 października 2019

10. Być seniorką

         Od zawsze interesowała mnie medycyna, ale zabrakło mi zdolności, żeby pójść na studia medyczne, więc kiedy trafiła się okazja, bez namysłu  zapisałam się na Medyczny Uniwersytet Seniora. To jeden z projektów edukacyjnych Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego. Warunkiem wzięcia udziału w zajęciach jest matura i ukończone 60 lat. Pierwszy warunek spełniam od ponad czterdziestu lat, drugi od prawie dwóch, a poniewż nie mogę teraz chodzić na fitness, to postanowiłam rozwijać się intelektualnie.😉
 Wykłady wygłaszają tuzy naszego świata medycznego, a tematyka dotyczy problemów osób w starszym wieku.
 Mimo oczywistych faktów nie czuję się "osobą starszą" ani "seniorką". Zupełnie nie utożsamiam się z tą grupą wiekową i na wykładach, na których jest ponad dwieście osób 60+ po prostu źle się czuję. Jakbym była nie na swoim miejscu. Przeraża mnie taka liczba starszych ludzi zgromadzonych w jednym miejscu.
Wiem, ile mam lat, ale nie potrafię zrezygnować  ani z aktywności fizycznej, ani z mojego stylu ubierania się, ani z towarzystwa ludzi młodszych ode mnie. Oczywiście mam znajomych i przyjaciół w moim wieku, ale też dużo młodszych i ta konfiguracja najbardziej mi odpowiada.
Ale  boję się, żeby nie przekroczyć granicy śmieszności. Szczególnie w ubiorze i zachowaniu. Bo potrafię też wygłupiać się i śmiać na ulicy, albo chodzić zimą w żółtej kurtce.
Pewnego razu szłam do wnuków i kiedy Najstarsza zobaczyła mnie z daleka przez okno, powiedziała mamie, że babcia idzie.  Synowa zdziwiła się, że córka potrafiła mnie dostrzec z takiej odległości, na co Najstarsza wygłosiła zdanie, które dobrze utkwiło mi w głowie: "Po kurtce poznałam, bo kto zimą chodzi w żółtej kurtce? Tylko nasza babcia".
Inne babcie chodzą ubrane stosownie do wieku.😉
Panie, z którymi  chodzę na wykłady są w pewien charakterystyczny sposób eleganckie taką schludną elegancją. Ten styl mnie dołuje.😢 Nie potrafiłabym się tak ubrać. Nie jestem i  nie chcę być starszą panią. Nawet gdybym miała żyć sto lat, nie będzie we mnie powagi ani dostojeństwa. Ja tak po prostu nie potrafię i trochę mnie to martwi.

              Nobel dla Olgi Tokarczuk! Uzasadnienie Komitetu Noblowskiego zmusiło mnie do refleksji nad odbiorem jej prozy przez różnych ludzi. Tokarczuk antypolska? Nigdy mi do głowy nie przyszła taka myśl. Tokarczuk jest pozanarodowa. U niej jest tylko człowiek ze swoim życiem, swoją historią.
Właśnie wróciłam do "Ksiąg Jakubowych" i "Opowiadań bizarnych". Czytam na zmianę.😃
Strasznie podoba mi się słowo "bizarne". Tokarczuk stworzyła je od francuskiego "bizarre" - dziwaczny, dziwny, fantastyczny. Trudno o słowo dokładnie przetłumaczyć. Jest pojemne, niejednoznaczne, pełne odcieni znaczeniowych. Tak jak te opowiadania. One są po prostu bizarne.

          Może niektóre z Was pamiętają Młodego - syna mojego męża. Od zawsze dawał nam nieźle popalić.  Dawno  o nim nie pisałam. Trzymajcie kciuki, bo wszystko wskazuje na to, że Młody odzyskuje siebie, a my odzyskujemy jego. Przed nim długa i trudna droga, ale wierzę, że mu się uda. Nam się uda.

       Nie da się ukryć, że od kilku tygodni jestem babcią z drutami. Z czterema drutami w lewej ręce. Jeden co rusz daje o sobie znać, bo kłuje mnie od środka. Mimo tej drobnej niedogodności,  z każdym dniem jest lepiej. Ręka jest coraz bardziej sprawna, coraz więcej mogę nią zrobić. Problem jest tylko jeden - drętwieją mi dwa palce i podejrzewam, że to może być zespół cieśni nadgarstka albo jakieś uszkodzenie nerwu. Mogło do tego dojść przy złamaniu albo przy składaniu ręki, bo nie patyczkowali się wtedy ze mną. Wielki siniec mam na przedramieniu do dziś.
Oby do 5 listopada! To będzie koniec kolejnego etapu leczenia.



sobota, 5 października 2019

9. Miesiąc przed

                  Długo nie pisałam,  bo nie lubię stukać na tablecie jednym palcem. Ograniczam się do czytania Waszych postów, co sprawia mi ogromną przyjemność, i pisania czasem krótkich komentarzy. Poza tym czytam, oglądam filmy i dałam się zabrać na cudowną wycieczkę do Krakowa. Całe wakacje przesiedziałam w domu, więc lato postanowiliśmy pożegnać na krakowskim Kazimierzu. Pogoda była wspaniała, jeszcze wspanialsze spotkania z przyjaciółmi, a na pamiątkę kupiłam sobie czarny szal w czerwone róże.

           Chyba  dopiero teraz polubiłam Kraków. Wcześniej nie kręcił mnie ani Rynek, ani Wawel, ani Kazimierz. Każdy wyjazd traktowałam jak przymus. Raz nawet tak było, że nie wyszłam poza osiedle, na którym mieszkaliśmy, bo mi się nie chciało. Miasto jak miasto, zabytki jak zabytki, a wszędzie pełno ludzi, to po co jeszcze ja tam pójdę? Tak sobie myślałam i trzy dni spędziłam w łóżku z książką. Aż wstyd się przyznać. Mąż wycieczkował się sam. A w tym roku załapałam krakowskiego bakcyla i pewnie co jakiś czas będę tam wracać.

          Od trzech tygodni nie mam gipsu. Zamieniłam go na ortezę, dużo ćwiczę, żeby nie doszło do zaniku mięśni i coraz lepiej sobie radzę. Mając jakieś ograniczenia, uczymy się je omijać. Ja już potrafię przekroić bułkę i ukroić kromkę chleba, używając jednej ręki. Ale to pikuś w porównaniu z moim szwagrem, który mając tylko lewą rękę potrafi obrać ziemniaki i  z naszym kolegą, który nie ma prawej dłoni i jest... gitarzystą. Szczerze ich obu podziwiam!

       Za      miesiąc czeka mnie krótki zabieg wyjęcia czterech drutów. Czekam na to z niecierpliwością, bo jeden drut jest założony płytko i kłuje mnie od środka.  Głupie uczucie.

Niech mi  ktoś wytłumaczy, jak to jest, że w tym samym mieście, w jednej przychodni na popularne zabiegi rehabilitacyjne czeka się dwa lata, a kilka ulic dalej można zacząć je od zaraz? Oczywiście obie przychodnie realizują skierowanie na NFZ.

Mam nadzieję, że najdalej w lutym wrócę na salę treningową, bo bardzo mi brakuje codziennej porcji endorfin.
        A póki co jest jesień, której szczerze od lat nie znoszę, a potem przyjdzie jeszcze bardziej nielubiana przeze mnie zima. I co z tym począć?