sobota, 22 listopada 2025

196 Na finiszu

Dziś po południu nareszcie mogłam spokojnie do Was zajrzeć, bo przez dwa tygodnie  ledwo rzucałam okiem na tytuły. 

Zajęcia z dentystami to już przeszłość.  Oczywiście  nie obyło się bez problemów.  Cały, misternie przygotowany plan zajęć runął, bo siedemioro z dziesieciorga osób utknęło w korku na S3. Dojechali dopiero po południu. Głodni,  zmęczeni, ale w dobrych nastrojach. Chociaż tyle.

Potem był cały tydzień normalnej pracy, zakończony w piątek przedegzaminacyjnym szkoleniem, a w weekend  egzamin. Nie wiem, kto bardziej  się go obawia  - egzaminatorzy czy zdający. Z naszej strony zawsze jest obawa, że coś nie zadziała - nie da się odtworzyć nagrania,  wyłączą prąd albo ktoś zemdleje, dostanie ataku paniki albo wydarzy się coś jeszcze bardziej nieoczekiwanego. Nogi się  pode mną ugięły, kiedy z sali, jeszcze przed otwarciem pakietów z zadaniami, wyszedł jeden z moich kursantów. Taki właśnie - sorki za słowo - rzygający ze stresu. Nie wytrzymał napięcia i chciał zrezygnować z egzaminu. Na szczęście zaopiekował się nim jeden z organizatorów i namówił do powrotu na salę. No i chłopak ma to już za sobą.  

Od poniedziałku  zaczęło się sprawdzanie prac pisemnych. Z reguły po 6-7godzin dziennie. Czego to obcokrajowcy nie napiszą! Chyba lepiej,  żeby nikt tego nie wiedział.😉

Jutro niedziela. Pierwszy  wolny dzień od dwóch tygodni. Obudzę się, kiedy będę wyspana, zjem śniadanie, a potem normalny obiad,  poczytam, może obejrzę coś w telewizji, spokojnie przygotuję sobie lekcję na poniedziałek.  Odpocznę.

W przyszłym tygodniu skończymy sprawdzanie i wszystko  wróci do normy. Aż do lutego. Wtedy będzie  kolejna sesja.😃

A tymczasem zapukała do nas zima. Pierwszy  raz zamarzły kałuże.  Fajnie by było, gdyby  nie dokuczliwy  wiatr.  Tyle dobrze, że  śnieg nie pada. 


piątek, 7 listopada 2025

195 Sobota

 Siedzę w tramwaju i czekam na odjazd. Na poprzedni spóźniłam się kilkadziesiąt  sekund. Ten ruszy za 15 minut. W końcu to sobota i normalni ludzie siedzą teraz w domu i piją kawę. Ja, niestety, przez własną głupotę i zerowy poziom asertywności, jadę do pracy. Jutro też. Szefowa jakiś czas temu zapytała kto by wziął grupę dentystów na szybką powtórkę przed egzaminem na B1. I kto się zgłosił? Głupia ja. Jestem na siebie strasznie zła  bo mogłam mieć wolny weekend,  ale po co? Przecież moją misją jest zabawiać świat. A zbawianie w weekendy  jest szczególnie wartościowe. 🙈😬 

Módlcie się, żeby choć na starość Bóg dał mi rozum i instynkt samozachowawczy. 


 

 

sobota, 1 listopada 2025

194 Lidzia

 Mój fejsbukowy znajomy w dzisiejszej notce wspomina dzieci, którym nie dane było zobaczyć słońca, deszczu... 

Mamy w rodzinie męża taką historię... 

Ciocia Janka urodziła dziecko, które zmarło, jako niemowlę. Cioci coś się się w głowie potem porobiło i nie wolno było o dziecku wspominać. Siostra cioci swoje pierwsze dziecko urodziła dwa lata wcześniej, a ostatnie dziewięć lat później. Ponieważ o malutkiej kuzynce nikt nie wspominał, nikt o jej istnieniu nie wiedział. Mój mąż, jako może siedmiolatek, był na jej grobie z ojcem, ale miał przykazane milczenie, żeby cioci i wujkowi nie robić przykrości. Jak wspomina, nie bardzo rozumiał całą tę sytuację, ale  tajemnicę zachował. Pewnie trochę ze strachu, a może nie dowierzał ojcu. Po latach nie było już wiadomo czy to prawda czy rodzinna legenda. Kilka tygodni temu mąż znalazł w rodzinnych papierach jakiś dokument z nazwiskiem dziecka wujostwa, a mnie coś podkusiło, żeby wpisać to nazwisko w wyszukiwarkę miejsc pochówku na naszym cmentarzu i znalazłam informację, że grób istnieje. Nie został zlikwidowany, choć minęło 75 lat. Malutka Lidia, która dziś mogłaby mieć dorosłe wnuki, nie będzie zapomniana. Najstarsza kuzynka mojego męża, której nie dane było żyć.