Mój fejsbukowy znajomy w dzisiejszej notce wspomina dzieci, którym nie dane było zobaczyć słońca, deszczu...
Mamy w rodzinie męża taką historię...
Ciocia Janka urodziła dziecko, które zmarło, jako niemowlę. Cioci coś się się w głowie potem porobiło i nie wolno było o dziecku wspominać. Siostra cioci swoje pierwsze dziecko urodziła dwa lata wcześniej, a ostatnie dziewięć lat później. Ponieważ o malutkiej kuzynce nikt nie wspominał, nikt o jej istnieniu nie wiedział. Mój mąż, jako może siedmiolatek, był na jej grobie z ojcem, ale miał przykazane milczenie, żeby cioci i wujkowi nie robić przykrości. Jak wspomina, nie bardzo rozumiał całą tę sytuację, ale tajemnicę zachował. Pewnie trochę ze strachu, a może nie dowierzał ojcu. Po latach nie było już wiadomo czy to prawda czy rodzinna legenda. Kilka tygodni temu mąż znalazł w rodzinnych papierach jakiś dokument z nazwiskiem dziecka wujostwa, a mnie coś podkusiło, żeby wpisać to nazwisko w wyszukiwarkę miejsc pochówku na naszym cmentarzu i znalazłam informację, że grób istnieje. Nie został zlikwidowany, choć minęło 75 lat. Malutka Lidia, która dziś mogłaby mieć dorosłe wnuki, nie będzie zapomniana. Najstarsza kuzynka mojego męża, której nie dane było żyć.