Kiedy loguję się na swojego bloga (Czy na swój blog?), blogger zachęca mnie do pisania o swoich pasjach na swój sposób.
Nie mam i chyba nigdy nie miałam innej pasji niż moja praca. Odkąd jestem utrzymanką ZUS-u, szukam sobie zajęć, które w jakiś sposób są pożyteczne, ale do pasji, niestety, im daleko. Stanowią raczej przyzwyczajenie, są wypełniaczami czasu.
Nareszcie mogłam wrócić do nałogu czytania! Czytam ile mi się podoba i wtedy, gdy mi się podoba - w tramwaju, w domu, rano i w nocy. Kiedyś czytałam prawie wyłącznie charakterystyki Antygony i rozprawki na przeróżne tematy. Średnio po dziewięćdziesiąt tygodniowo. Teraz zagłębiam się w mroki kryminałów, ale ostatnio zaśmiewam się, czytając "Pokochawszy", czyli rozważania Jerzego Bralczyka i Lucyny Kirwil o miłości w języku. Tę niezwykle ciekawą rozmowę spisała Karolina Oponowicz. Lubię Mariusza Szczygła (za wszystko) i Marcina Wichę za jego "Rzeczy, których nie wyrzuciłem". Mam wiele ulubionych książek, do których wracam...
Od lat chodzę na fitness. Lubię się zmęczyć. Lubię ten moment, gdy po zajęciach wychodzę z sali w kompletnie przepoconych ciuchach i mam poczucie lekkości i siły. Endorfiny niosą mnie przez resztę dnia na swoich skrzydłach! Cudowne uczucie! No i mam świadomość, że karnet na fitness kosztuje zdecydowanie mniej niż wizyta u ortopedy czy rehabilitanta.
Dbając o ciało, staram się nie zapominać o jego najważniejszej części, czyli o głowie. Uciekam przed Alzheimerem, ucząc się niemieckiego. No bo gdyby mi się jednak ta ucieczka nie powiodła, to może dogadam się z duchem Aloisa Alzheimera? Wszak coś nas ze sobą łączy. On pochodził z Bawarii, którą ja uważam za najpiękniejszą część Niemiec, a zmarł w bliskim memu sercu Wrocławiu.
Nota bene wychowywałam się niedaleko Wrocławia w miejscowości, w której pracował jako lekarz pierwszy laureat Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny Emil Adolf von Behring. Dziś ten fakt upamiętnia znajdujący się na rynku kamień z odpowiednim napisem. Ale spytajcie dzieciaki ze szkoły kim był ten człowiek! Żenada! Pojęcia nie mają!!!
Ale wracając do pasji. Zazdroszczę ludziom, którzy je mają. Znam kilku takich i widzę, jak bardzo są pochłonięci tym, co kochają. Nie muszą szukać sobie zajęcia, bo ono samo ich znajduje, cieszy, rozwija. Brakuje mi tego, bo czuję, że nie robię niczego istotnego.
A robiłaś coś istotnego? Tak głupio pytam, bo niektóre pasje sa pasjami jedynie dla ich pasjonatów, nie są według mnie jakoś szczególnie istotne (mam takie przekonanie, ze po śmierci pasjonata jego rodzina zgarnie te jego zbiory i pozbędzie się ich (czytaj :wywali na śmietnik), szczególnie, gdy te zbiory nie beda miały specjalnej wartości materialnej(magnesy na lodówkę, wazoniki gliniane, miseczki gliniane, mapy, plany miast, już archiwalne). A mam tez znaczki mojego taty, 70 lat polskich znaczków, zainteresowanie nikłe (z numizmatami nieco inaczej, bo te srebrne jeszcze niektórzy by spieniężyli). A układanie puzzli? Zbieranie kalendarzyków? Zbieranie i sklejanie modeli tzw. redukcyjnych samolotów, wszelkiego sprzętu wojskowego? Czy to jest robienie czegoś istotnego? Fakt, to sklejanie modeli pozwoliło małemu, nieskoordynowanemu chłopcu usprawnić małą motorykę i poznać historię współczesną, zwłaszcza historie konfliktów zbrojnych XX wieku (ale czy musi preferować takie spędzanie czasu w wieku 40 lat?)Pasje są o.k. Ale zbyt często są egoistyczne, a pasjonaci nie liczą się z otoczeniem. Pasje są tylko o krok od nałogu. Czy natrętna potrzeba odwiedzania nowych miejsc to jeszcze pasja czy już nałóg? ;)Ściskam Cię !
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że wszystkie pasje są kształcące i przez to istotne, rozwijające. Niektóre przyczyniają się do zachowania dorobku materialnego poprzednich pokoleń. Ja niczego takiego nie mam.
OdpowiedzUsuńMyślę, że każdy hobbysta musi sam znaleźć granicę między pasją a nałogiem.