Napisalam w komentarzu do wpisu Rybeńki, że właśnie przerabiam problem, o ktorym pisze...
Mam ciotkę. Nie "ciocię" ale właśnie "ciotkę". To młodsza siostra mojego taty. Rocznik 1927 (tata był 1924). Od 1953 roku mieszka w Warszawie, my przez większą część życia w niedalekiej odległości od morza, więc spotkania były rzadkie. Pamiętam, że ciotka była u nas raz, my u niej może dwa - trzy, w drodze na wieś do babci niedaleko filmowych Wilkowyj. Przez całe lata jakoś nie zastanawiała mnie ta mała intensywność spotkań. Jako że, z różnych powodów, wychowywałam się u babci ze strony mamy, to przez całe życie kontakty z tą częścią rodziny były dla mnie oczywiste. A ciotka, od baaardzo dawna wdowa, była w Warszawie i już. Od osiemnastu lat jest praktycznie samotna. Nie żyje mąż, syn, bracia. Jest wnuczka, ale... No właśnie - "ale"... Ciotka jako babcia nie zadbała o serdeczny kontakt z jedyną wnuczką. Ze mną, jedyną bratanicą, też nie. O ile mój ojciec za siostrą nie przepadał, o tyle babcie chyba zawsze mają hopla na punkcie wnuków... Ale nie ona. Nie była babcią, która ma dla wnuczki schowane cukierki, czyta książeczki, czy wtyka po kryjomu przed rodzicami dychę na lody. Ja zaczęłam utrzymywać z ciotką telefoniczny kontakt dopiero po śmierci mojego taty i jej syna (odeszli niemal w tym samym czasie). Chciałam ją jakoś wesprzeć w nieszczęściu. I tak to trwało całe lata, dopóki ciotka słyszała dzwoniący telefon. Czas zrobił swoje. Ostatnie tygodnie to pogłębiająca się niemożność samodzielnego życia. Ja - daleko. Wnuczka, nie dość, że sama czasem wymaga wsparcia (SM), to pracuje. Obie jesteśmy nauczone, że starym bliskim trzeba pomagać, opiekować się nimi, być cierpliwym i nie traktować ich z góry. Przerabiałam to z moim ojcem i choć nie raz miałam ochotę go udusić albo wyskoczyć z krzykiem przez okno, to nigdy tego nie okazałam. A teraz obie, szczególnie Młoda, jesteśmy postrzegane jako te niedobre, nieczułe, obojętne, bo żadna nie ma zamiaru przeprowadzić się do ciotki, żeby się nią opiekować.
Coś w tym jest, że jak Bóg Kubie, tak Kuba Bogu i ile dasz, tyle wyjmiesz. Jeśli przyjaźnimy się z naszymi dziećmi i wnukami, okazujemy im zainteresowanie i zrozumienie, to możemy mieć nadzieję, że to zaowocuje szacunkiem i zrozumieniem, gdy będziemy starzy. Jeśli jesteśmy dla kogoś nie-wiadomo-kim, to nie spodziewajmy się wiele, gdy dopadnie nas starość.
My staramy się zapewnić ciotce opiekunkę.