Mieszkam w tym samym mieszkaniu 54 lata. Mój świat to te 57 metrów kwadratowych na drugim piętrze "gierkowskiego" bloku. Spośród 15 rodzin, które zamieszkały tu w 1970 roku zostało tylko kilka. Wszyscy się postarzeli. Te dzieciaki sprzed pół wieku już mają wnuki.
Różne koleje losów przeżyłam w tym mieszkaniu. Dużo dobrych, sporo złych, ale nigdy nie chciałam się stąd wyprowadzić. Mogłam zamieszkać na wsi w wygodnym domu z ogrodem, ale to nie dla mnie.
Tu co jakiś czas robi się remont, żeby było wygodniej żyć, zmienia się meble, kolor ścian, przybywa na nich obrazków i fotografii, ale to jest ciagle to samo moje miejsce.
Nie lubię, kiedy mąż na dłużej wyjeżdża, ale jednocześnie lubię być w domu sama. Wtedy coś tam sprzątam, układam, przeglądam zawartość szaf i szuflad, przesiaduję na balkonie, czytając książki. Zastanawiam się czasem ile jest we mnie osoby towarzyskiej, a ile samotniczki.
Jestem jak kot, który przywiązuje się do miejsca - mieszkania, osiadła, miasta.
A Wy lubicie zmiany, przeprowadzki?