Chyba z tej irytacji obniżyła mi się odporność i załapałam jakiegoś wirucha. Wirucha przyniósł z miasta mąż i oddał mi jego nadmiar. Jesteśmy teraz jak ten dziad i baba - ona kaszląca i słaba, a on skurczony we dwoje. Ja na dodatek jestem niema. Wyłączyło mi fonię.
Musiałam odwołać niektóre zajęcia, inne zrobią za mnie koleżanki. Mam nadzieję, że w poniedziałek będę zdrowa i zrobię obu moim grupom solidnie przygotowane zajęcia.
A teraz dużo śpię, czytam "Pozdrowienia z Polski C" Tomasza Jachimka, "Latawca" Przemysława Kowalewskiego, a w kolejce czekają "Cienie" i "Zbędni " Chmielarza i "My Hrabiny Myślę, więc zapisałam" Anny Ołów- Wachowicz. Mam jeszcze reportaż o katastrofie promu "Heweliusz", ale to na razie odkładam. Książka jest świetna, doskonale napisana, ale na tyle przerażająca, że nie sięgnę po nią w najbliższym czasie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz