
Zdjęcie jest takie, bo robione przez szybę pociągu.
Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz jechałam pociągiem, a już na pewno nigdy tak komfortowo. Wagon bez przedziałów zajmuję do spółki z jakąś panią. Ona w jednym końcu, ja w drugim. Cisza, spokój, ciepło, czysto, stolik i możliwość ładowania laptopa. Pan Konduktor taki wypachniony, że aż w nosie kręci. W sąsiednim wagonie bar, ale nie skorzystam. Kto z sobą nosi, ten się nie prosi.😉
Czytam, słucham podcastów, rozwiązuję krzyżówki i staram się nie myśleć o tym, co będzie jutro. Bo jak myślę, to zaczyna mnie boleć żołądek.
Tomaszów nigdy nie będzie mi się już kojarzył z "ciszą wrześniową".
Życie weryfikuje wiele rzeczy.
Tamten rok zaczął się od złych wieści, których efektem była wielka strata. Odszedł ktoś, kto kochał mnie od chwili, gdy się pojawiłam na świecie. Był dumnym czternastoletnim wujkiem.Czytał mi książki, uczył wojskowych piosenek, co to tangens i cotangens i przekonywał, że w naszym lesie żyją krasnoludki. Pożegnałam go niemal rok temu.
Dziś odeszła jego żona. Już rok temu nie wiedziała kim jestem, częstowała mnie kredkami, i ze zdziwieniem przyjmowała fakt, że jesteśmy rodziną. Nie zauważyła nawet, że z domu zniknął jej mąż. Przytulałam sie do niej, żeby poczuć choć odrobinę tej cudownej, mądrej, elokwentnej, oczytanej Jasi, jaką jeszcze niedawno była. Jasi, która z sukcesami projektowała skomplikowane systemy elektryczne dla banków, sądów, kolei, ale jednocześnie była ciepłą mamą i ciocią, z którą chciało się spędzać czas. Na koniec, kiedy świat skurczył się do podstawowych czynności, została jej uprzejmość. Za wszystko pięknie dziękowała, przepraszała, serdecznie witała te same osoby po kilkakroć. Pozbawiona myślenia i pamięci, zachowała klasę, dobre maniery i szacunek do drugiego człowieka.
Demencja odsłoniła jej najlepsze cechy.
Dziś po południu Ciocia Jasia odeszła. Gdzie jest teraz? Jakim jest bytem? Czy jest tam, gdzie jej mąż? Pochowamy jej ciało, ale ona sama będzie wśród nas. Taka dobra, serdeczną, myślącą o wszystkich, wspierająca. Dużo tu zostawiła i dlatego zawsze będzie wśród nas.
Sylwester minął prawie zgodnie z planem. Niespodziewanie wpadła na chwilę wnuczka. Tym razem po Bactrim, który mi został po ostatnim leczeniu, a jej właśnie padły zatoki.
O 23.00 kolejna niespodzianka - połączenie z Odessą, w której właśnie rozpoczynał się Nowy Rok. Było cicho, spokojnie, choć obawiano się ataków dronów. Ludzie starają się żyć normalnie. Pracują, spotykają się towarzysko, chodzą na spacery nad morze...
Skoro już dotrwałam do tak późnej pory, to postanowiłam, że przeczekam kanonadę o północy. Nie było sensu kłaść się na godzinę.
Żeby sobie ten czas wypełnić, sięgnęłam po zakupioną za wszystkie pieniądze świata monografię szczecińskich cmentarzy. Nie ma szans, żeby przeczytać ją za jednym zamachem, bo to ponad 1300 stron zadrukowanych drobnym maczkiem. Świetna lektura na ostatni dzień roku.😉
Moi znajomi tę noc przetańczyli, przegadali, przejedli dobrze się bawiąc. Każdy miał to, co lubi.
Od dziś wracam do pracy. Na razie online, od poniedziałku już normalnie. Widać, że po Nowym Roku niektórzy wdrażają w życie postanowienia, bo miałam już dwa telefony zaczynające się od słów: "Я хочу вивчати польську з вами". Oby udało im się osiągnąć cel.
Dzień jest ponoć dłuższy o osiem minut. Mała radość, ale radość! Jeszcze tylko dwa miesiące i zacznie się wiosna.😃