Zmieniam się powoli w moją ciocię Stasię, która od wielu lat powtarzała przed świętami, że ona to już nie ma rodziny. Niby wiedziałam, co ma na myśli, ale i tak pytałam:"Stasiu, a my"? No i Stasia kiwała wtedy głową i pewnie mówiła sobie w myślach: "Ja tam swoje wiem". Dziś ja też swoje wiem i nie chce mi się tych świąt. Najchętniej zakopałabym się pod kołdrą z kolejnym kryminałem. Nie chce mi się uczestniczyć w tym całym świątecznym zamieszaniu, ale cóż 🤷♀️. Nie ma wyjścia. Robię to dla wnuków. Wigilia będzie u nas ( po "będzie" słownik podpowiedział mi "bolało"😂) i zasiądziemy przy dużym, ponad stuletnim poniemieckim stole, przy którym mój mąż spędzał z rodzicami niemal wszystkie święta. Na szczęście synowa z dziećmi przygotuje większość potraw. Mnie przypadł w udziale sernik, barszcz i sałatka z wędzonym kurczakiem. Zrobię też trochę "mojego" bigosu, a dziś udziubałam chyba z 70 pierogów. Jak się zamrożą, to zrobię drugie tyle, bo mam gotowy farsz.
Kupiliśmy już sobie prezenty pod choinkę. Mąż nabył nowy gramofon, a ja szafkę na książki. Znalazłam w pokoju ostatnie 40 cm, w które mogłam ją wetknąć. Pan kurier wniósł, mąż skręcił, a ja zapełniłam półki podręcznikami do nauki języka polskiego jako obcego. Reszta dalej leży poupychana w dwóch rzędach w biblioteczce albo w stosach na parapetach.🤦♀️
Tydzień temu odbyłam z wnukami rytualne pieczenie pierniczków, które dziewczyny zabrały do domów, i po których zostało już pewnie tylko wspomnienie.
Między pracą, pierniczkami i czasem chwilą na oddech, byłam na biopsji tarczycy, nazbierałam skierowań na różne badania, ale "pomyślę o tym jutro". Szczęśliwie od Wigilii do 4 stycznia włącznie mam wolne!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz