sobota, 1 listopada 2025

194 Lidzia

 Mój fejsbukowy znajomy w dzisiejszej notce wspomina dzieci, którym nie dane było zobaczyć słońca, deszczu... 

Mamy w rodzinie męża taką historię... 

Ciocia Janka urodziła dziecko, które zmarło, jako niemowlę. Cioci coś się się w głowie potem porobiło i nie wolno było o dziecku wspominać. Siostra cioci swoje pierwsze dziecko urodziła dwa lata wcześniej, a ostatnie dziewięć lat później. Ponieważ o malutkiej kuzynce nikt nie wspominał, nikt o jej istnieniu nie wiedział. Mój mąż, jako może siedmiolatek, był na jej grobie z ojcem, ale miał przykazane milczenie, żeby cioci i wujkowi nie robić przykrości. Jak wspomina, nie bardzo rozumiał całą tę sytuację, ale  tajemnicę zachował. Pewnie trochę ze strachu, a może nie dowierzał ojcu. Po latach nie było już wiadomo czy to prawda czy rodzinna legenda. Kilka tygodni temu mąż znalazł w rodzinnych papierach jakiś dokument z nazwiskiem dziecka wujostwa, a mnie coś podkusiło, żeby wpisać to nazwisko w wyszukiwarkę miejsc pochówku na naszym cmentarzu i znalazłam informację, że grób istnieje. Nie został zlikwidowany, choć minęło 75 lat. Malutka Lidia, która dziś mogłaby mieć dorosłe wnuki, nie będzie zapomniana. Najstarsza kuzynka mojego męża, której nie dane było żyć.

niedziela, 5 października 2025

193 Piątek, 21.00 - 23.00

 Nie pracuję w piątki,  a tym razem zgodziłam się na dodatkowe zajecia. Na dodatek przedłużyłam je o pół godziny, bo i parze kursantów, i mnie zależało na omówieniu jeszcze jednego zagadnienia. Wyszliśmy  po zajęciach i mogłam zgodzić się na propozycję ucznia, że odwiezie mnie do domu, ale oczywiście  odmówiłam.  

Pojechałam tramwajem.  Wieczór był przyjemny i chciało mi się po prostu przejść spokojnie, pooddychać jesiennym powietrzem. Mogło być miło, trochę refleksyjnie. I pewnie by było, gdybym idąc do domu nie potknęła się i nie wyrżnęła się jak długa. Moment i zaliczyłam glebę, klnąc przy tym siarczyście. Ból kolana, łokcia i szum we łbie tak mnie wkurzył, że jak szybko upadłam, tak szybko się podniosłam, wspominając przy okazji chyba wszystkie panienki lekkich obyczajów. Doszłam do domu i tam zaczęłam liczyć straty. Kurtka cała, spodnie też, sweter lekko czerwony w okolicy łokcia. Czyli coś jednak jest na rzeczy. Najpierw  obejrzałam strasznie bolące kolano. Okazało sie lekko obdarte ze skóry. Idzie przeżyć. Za to łokieć!🙈 Krew się  z niego lała jak z zarżnietego świniaka. Zanim się połapałam, zdążyłam zaznaczyć ścieżkę z pokoju do łazienki, zaświnić dywanik w łazience i zachlapać umywalkę. Nie wiem, jak to się stało,  ale skóra nad łokciem po prostu pękła, tworząc ranę jak od cięcia nożem. Mąż, jak zwykle w takich  sytuacjach, decyzję o tym, co dalej, oddał w moje ręce. On zawsze działa powoli i z rozwagą, a ja spontanicznie. Żeby wypośrodkować,  zadzwoniłam do synowej, żeby usłyszeć głos fachowca (kończy właśnie studia pielęgniarskie). No i usłyszałam, że mam jechać do chirurga. 

Najbliższą izba przyjęć:   - Jedźcie do wojskowego,  bo tam mają ortopedę.  Ok. W wojskowym ruch jak na Urwańskiej ulicy. Dwóch śmierdzących pijaków śpi w korytarzu na łóżkach (takich z kółkami), kobieta z plastrem na czole uporczywie chce iść do domu, a jest tak pijana, że nie widzi drzwi. Starsza pani, która w domu straciła przytomność, jest wożona w tę i z powrotem na rozliczne badania. No i jeszcze chorzy, ktorych nie widać,  bo są w sali segregacji. Tam to już elegancja - łóżka, parawany. Normalnie jak w serialu "Szpital".

Weszliśmy. Podchodzę do okienka, mówię co się stało. Mimo opatrunku, czuję, że rękaw kurtki mam w środku mokry od krwi. Pani prosi mnie do dyżurki. Zdejmuję kurtkę, a tam - wiadomo co - pozioma, dość głęboka rana długości 4 cm. Jak od noża czy innego tasaka. Ekipa z dyżurki zaczyna się dopytywać  jak to ja upadłam i jednocześnie spoglądają na mojego Osobistego. Osobisty milczy, ja zaczynam się śmiać,  bo wiem, co wszyscy sobie myślą. Lekarz ogląda moje potłuczone kolano i chyba dochodzi do wniosku, że mówię prawdę. Potem krótki lekarski wywiad, szycie, RTG i czekanie na wypis. W międzyczasie  podchodzi ratownik medyczny i pyta, czy jestem nauczycielką. Trudno zaprzeczyć.😀 A czy uczyłam w SP xy.

- Oczywiście !

- Nie pamiętam czego,  ale Pani mnie uczyła.

- Pewnie  polskiego. A jak Pan się nazywa?

- Michał Iksiński.

- A, tak. Pamiętam.  Pana mama jest pielęgniarką. Pan siedział w czwartej ławce, w środkowym rzędzie, od strony okna. - otworzyła mi się klapka z kadrem lat dziewięćdziesiątych. Czasem tak mam. 

- ... - Pan Michał  zaniemówił.😂 Nie mógł uwierzyć, że po ponad trzydziestu  latach można coś takiego pamiętać. 

No i w końcu dostałam wypis, recepty, zalecenia, życzenia zdrowia i około 23.00 byliśmy w domu.

Uważajcie, bo czasem chodnik potrafi zaatakować człowieka. 😂

 

 


sobota, 27 września 2025

192 Za dużo techniki

 Mam laptopa, bo muszę. Mam w nim całą zawodową bibliotekę, robię przelewy, czasem coś piszę, drukuję.  Niewiele więcej potrafię. Niestety, nie rozumiem,  co on do mnie mówi, kiedy muszę zmienić coś w ustawieniach, żeby ułatwić sobie robotę. Tak było wczoraj. Nie będę pisała na czym polegał (i dalej polega) problem, bo to kompromitujące, ale jestem zła, że nie potrafię sobie poradzić. We wtorek wróci mąż, podrzuci lapka do zaprzyjaźnionego machera, ktory w kilka minut ze wszystkim się upora. Młody jest (macher, nie mąż) i te wszystkie lapki, różne fony i inne zdobycze techniki obsługuje ot, tak sobie. Zazdroszczę. 😬

czwartek, 4 września 2025

191 Haneczka

 Mieszkała "W środku niczego". Hania - Wasylissa. Przed chwilą przeczytałam wpis na Jej blogu,  że Haneczki nie ma. Odeszła. Umarła. Nie mieści mi się to w głowie. Znałyśmy się, spotykałyśmy się. Może nie często, ale potrafiłyśmy przegadać kilka godzin o pracy, dzieciach, wnukach, o naszych uniwersyteckich wykładowcach, bo skończyłyśmy te same studia. Miałam okazję poznać Jej Rodziców. Byłam w środku niczego, pokazała mi legendarną działkę Taty. I co? To już koniec?... Haniu...❤️


środa, 27 sierpnia 2025

190 Urlop

 Emerytura to taki dożywotni urlop.  Dość szybko zauważyłam,  że - choć miałam pracy po kokardę  - to siedzenie w domu nie jest dla mnie.  Kiedyś moim ulubionym zajęciem był fitness.  Uwielbiam  zmęczyć się na sali. Ruch to zdrowie, energia,  adrenalina. Fajna sprawa. Potem, kompletnie przez przypadek, zaczęłam uczyć polskiego jako obcego i tak trwam przy tym zajęciu. Niestety,  w  naszej szkole nie ma wakacji, nie odwołujemy zajęć, a to znaczy,  że nie mamy urlopów.   Musimy tak dogadać się między sobą, żeby wszystkie lekcje się odbyły.  W tym roku udało mi się najpierw ograniczyć liczbę godzin, a potem  znaleźć zastępstwa  i od poniedziałku  robię NIC.  Najpierw  czułam sie z tym dziwnie. Do tego stopnia,  że podskoczyło mi ciśnienie.🙈 Jak nienormalnej.  Potem wzięłam się za domowe roboty i to mnie uratowało przed szaleństwem, bo już miałam pomysł, żeby pojechać do roboty i przygotować  materiały do zajęć we wrześniu.😂

czwartek, 14 sierpnia 2025

189 I znowu wolne

 Środowy wieczór był baaaardzo miły, bo od czwartku mam wolne. W przyszłym tygodniu zaczynam normalny urlop. Wracam do pracy 2 września. Jeśli pogoda będzie sprzyjała, to może wyskoczę na dzień do Międzyzdrojów, żeby zobaczyć morze. Tylko zobaczyć. Potrzebuję tego widoku, żeby złapać oddech, poukładać sobie w głowie to, co jeszcze da się poukładać, pobyć tam  sama ze sobą.

Średnia wnuczka dostała się na dwa kierunki studiów. Wybrała prawo. Pradziadek,  gdzieś tam w zaświatach, pewnie bardzo się cieszy. Ani ja, ani mój syn nie spełniliśmy jego marzeń o kontynuowaniu rodzinnej tradycji.  Dopiero teraz jest szansa. Oby się  udało, bo nie są to łatwe studia.  Praca po nich też bywa stresująca.  Nigdy bym się nie zdecydowała na bycie prawnikiem.

Drugi pradziadek moich wnuków w najbliższych dniach skończy 95 lat.  Jest bardzo chory, trochę demencyjny, ale jest. Prawie 30 lat był moim teściem  i, choć miał swoje wady,  bardzo go lubiłam. Jest mi przykro, że kiedy odejdzie z tego świata, nie będę mogła uczestniczyć w pożegnaniu.  Gdybym mogła pozostać niezauważona, to pewnie bym pojechała,  ale takiej szansy nie będzie, a nie chcę narazić się na spotkanie z exem  i jego siostrą. 

Kolejny mały urlop przeznaczam na pranie zimowych kurtek i poduszek (całorocznych). W tej chwili termometr na balkonie pokazuje 45°C, a pierwsza kurtka wyschła w ciągu 45 minut.  Lubię te dni, kiedy wszystko  tak szybko schnie.🌞 

Jutro zaczynają się Żagle 2025. Będzie można podziwiać cumujące niemal w środku miasta żaglowce, wziąć udział w wielu imprezach, które towarzyszą zlotowi. Dla mnie najpiękniejszy jest widok wchodzącego do portu żaglowca z marynarzami, stojącymi na rejach. Trzeba to choć raz w życiu zobaczyć.








piątek, 8 sierpnia 2025

188 Mały urlop

 Tak się złożyło,  że pracuję teraz tylko w poniedziałki  i środy, więc pod koniec tygodnia mam aż cztery wolne dni. Tyle mam roboty w domu, że nie wiem, od czego zacząć.  A jak nie wiem, to czytam, rozwiązuję krzyżówki, układam puzzle w telefonie, a  robota leży.😀 Lenistwo czy prokrastynacja?  Gdzieś czytałam  że może to być objaw  ADHD. Dużo się teraz  mówi o tej przypadłości u dorosłych.  Wcześniej nie myślałam, że mogę mieć  ADHD, ale kiedy przypominam sobie swoje dzieciństwo, to widzę, że moje zachowanie było inne niż moich kuzynek. W sąsiedztwie byli sami chłopcy, więc siłą rzeczy bawiłam się z nimi i tak, jak oni. Biegaliśmy po gruzach, strzelaliśmy z procy, łaziliśmy po płotach i drzewach. Strupy z rozbitych kolan schodziły mi dopiero w zimie. No właśnie! Zima! Wracałam do domu tak utytłana w śniegu, że nie dawało się rozpiąć kurtki. Wujek stawiał mnie przodem do rozgrzanego pieca,  żeby  "lodowa pokrywa" trochę się roztopiła. Pamiętam, że nie lubiłam, a właściwie nie umiałam bawić się  lalkami. 

W szkole latałam na  różne zajęcia, w dorosłym życiu na wszystko znajdowałam czas i lubiłam być w ruchu - nowi ludzie, zastępstwa za koleżanki, organizowanie imprez - to był mój żywioł.  Jednocześnie uwielbiam porządek i mam bałagan. Długie lata zajęło mi nauczenie się, żeby odkładać wszystko na swoje miejsce. Przez 30 lat pracy pisałam konspekty lekcji, bo to  pozwalało mi zapanować nad tokiem nauczania, oceniania. Zawsze miałam bardzo dokładnie wypełnione dokumenty, bo to mi dawało poczucie bezpieczeństwa.  Tak jak dziś mam to poczucie, kiedy wyprasuję ciuchy i poukładam je równo w szafie. 

Kiedyś mówili o mnie, że jestem energiczna, że mnie wszędzie pełno, że wszystko potrafię załatwić.  Ta aktywność to było moje  "paliwo". Cieszyły mnie i budowały pochwały. Robienie rzeczy pożytecznych dawało mi satysfakcję, ale też było maską. Swoje ADHD, dzięki zmuszaniu dziewczynki do bycia "grzeczną", wykorzystywałam zupełnie nieświadomie. 😉

Dziś, zupełnie świadomie,  albo robię coś od początku do końca, albo powoli i z przerwami, albo wcale. I nie mam z tego powodu najmniejszych wyrzutów sumienia. Mam wytłumaczenie. 😀