Wczoraj miałam kryzys. Wczesnym rankiem poszłam po zakupy, żeby przez następny tydzień, a moze dłużej nie wychodzić z domu. Po powrocie na chwilę zdrzemnęłam się przed telewizorem, przy otwartym balkonie. Kiedy się obudziłam, na dworze świeciło piękne słońce i było 14 stopni. Coś we mnie pękło, a może się zamknęło i w zasadzie bez namysłu ubrałam się, zapakowałam do strunówki maseczkę odkażoną(?) gorącym żelazkiem, złapałam awizo na przesyłkę i po prostu poszłam na pocztę. Kolejka była strasznie długa, więc diabeł mi podpowiedział, żeby pójść do apteki w CH odległym około dwa kilometry od mojego osiedla. Po witaminę C... Chyba nigdy tak mnie nie cieszylo to, że idę. Nawet wtedy, gdy zostawiłam w kącie kule i mogłam się poruszać bez wsparcia, nie cieszyłam się tak bardzo. Słońce, wiatr, kwitnące i pachnące drzewa... Radość nie do opisania!
Wiem. To głupota i nieodpowiedzialność, ale gdybym nie wyszła, to chyba bym oszalała.
Rozumiem Cię doskonale, bo ja też czasami tak się zachowuję.
OdpowiedzUsuńi to jest normalne. Przecież nie siedzimy w więzieniach...
Od piątku siedzę w domu.Wyjdę znowu w piątek rano.
OdpowiedzUsuń❤❤❤