Kilka dni temu wysłałam maila do Pana Projektanta z zapytaniem "Co słychać"? Oczywiście nie u Pana, tylko u moich mebli in spe. Oczywiście nie dostałam żadnej odpowiedzi, więc wiedziona niepokojem poprosiłam męża, żeby mi przesłał całą dokumentację dotyczącą zamówionych mebli i sprzętów do kuchni. Mąż chętnie pozbył się tych papierów, bo słusznie uważał, że w ten sposób pozbywa się kłopotu. A ja zaczęłam wydzwaniać do sklepu, bo jednak czekanie miesiąc na jakąkolwiek informację wydało mi się przesadą. Dodzwoniłam się do kompetentnej osoby i dowiedziałam się, że "Pan Sebastian już u nas nie pracuje", a chwilę potem, że zamówiony blat przyjedzie dopiero 17 sierpnia. No i wtedy włos mi się zjeżył na głowie! Jeszcze miesiąc bez kuchni?! O, nie!
Następnego dnia pojechałam do Pani z wnuczką w roli osobistego kierowcy i doradcy. I... zmieniłam zamówienie. Młoda pomogła mi wybrać blat, na który nie trzeba czekać miesiącami, a potem zdecydowałyśmy, że blat nie pasuje do starych frontów, więc wybrałyśmy zupełnie inne. Bardziej moderne. ;-) Do tego uchwyty i jeszcze jakieś elementy, o których Pan Sebastian zapomniał.
Jutro jedziemy zobaczyć wizualizację. Ciekawe, czy to będzie już ostatnie podejście do projektu.
Jedno jest pewne: taki projekt trzeba zrobić, potem odczekać jakiś czas, żeby być pewnym, że naprawdę jest funkcjonalny i że się nam podoba. I jeszcze jedno - kuchnię musi projektować kobieta.