Co drugi szew zdjęty. Na ich miejscu mam plasterki, które łączą brzegi rany. Do pracy chodzę z opatrunkiem na twarzy, bo nie każdy znosi tego typu widoki. Kupiłam plastry w cielistym kolorze, ale najwyraźniej mam uczulenie na jakiś składnik kleju, bo po godzinie spuchłam. Pozostają mi więc tylko białe. Trudno. Wyniku z histo nie ma i pewnie jeszcze ze dwa tygodnie nie będzie. Nie myślę o tym, bo myślenie niczego nie zmieni. Ani wyniku, ani terminu.
Tych kilka dni wolnego po zabiegu bardzo mi się przydało. Wyspałam się, odpoczęłam, przeczytałam dwie książki (niezbyt ambitne, ale co tam ), rozwiązałam chyba ze dwadzieścia krzyżówek, spędziłam fajny ranek z synową i fajne popołudnie z młodszą wnuczką. Zrobiłam też kilka lekcji on line. Oprócz grup mam też zajęcia indywidualne, a te mogę robić zdalnie.
We wtorek już byłam normalnie w pracy. Od soboty zaczynam egzaminacyjny maraton. Łatwo nie będzie, ale pewnie jakoś przeżyję.
i to jest dobra zasada, żeby nie myśleć, jeśli i tak nie ma się na to wpływu...
OdpowiedzUsuńTrzymaj się w tym maratonie:* I wierzę, że wyniki będą dobre!
Trzymam się. Dziś 12 godzin, jutro około 10. Mam nadzieję, że przeżyję. 😉
OdpowiedzUsuńAch, dopiero dziś dotarłam do tych wieści! Dobrze że już po zabiegu, że się goi. Wiem, co sie czasem dzieje w głowie, od "nadmiaru" niechcianych myśli. Mnie czeka zabieg nieco dłuższy . Od tej perspektywy leżenia w szpitalu cierpnie mi skóra. Ale "potem" mam być ponoć naprawiona. Praca na pewno pomaga "nie myśleć", a raczej myśleć o czymś zupełnie innym. Zdrowia, Kochana!!!
OdpowiedzUsuń