42 lata temu, ciemną nocą, zachorowało mi półtoraroczne dziecko. Zachorowało tak, że trzeba było wzywać w nocy lekarza, a że telefony nie działały, to pojechaliśmy na dyżur do szpitala dziecięcego. Po powrocie, o 6 rano dowiedziałam się, że wprowadzono stan wojenny. Pojęcia nie miałam, co to znaczy. I już nie wiem, czy bardziej byłam przejęta pierwszą chorobą synka, czy stanem wojennym.
Dziś ten dzień zaczął się pięknie - oglądaniem transmisji z zaprzysiężenia nowego rządu. Symboliczne wydarzenie w tym dniu. A potem byłam na wzruszającym przedświątecznym spotkaniu w Centrum Integracji Polsko-Ukraińskiej. Były ukraińskie i polskie kolędy, opłatek i kutia, barszcz z uszkami i pielmieni, chinkali i pyszne ciasta. Ale przede wszystkim była ciepła, świąteczna atmosfera, mnóstwo uśmiechów, przytuleń, trochę łez...
Przez te 42 lata maleńki synek wyrósł i dziś jest tatą trójki moich wnucząt. Tamten dzień jest ciągle w mojej pamięci choć wszystko się zmieniło.
Spotkanie z ukraińskimi uchodźczyniami przypomina mi, że nic nie jest dane na zawsze.
Nic nie jest dane na zawsze a my zwykli ludzie jesteśmy tylko niewidocznymi i nic nie znaczącymi pyłkami.
OdpowiedzUsuńStokrotka
Znasz wiersz Barańczaka "Jeśli porcelana to tylko taka"?
OdpowiedzUsuńSerdeczności!❤️
Każdy ma swoje wspomnienie tamtych wydarzeń z 1981 roku, tegoroczne dla wielu będą wspomnieniem pięknego, uśmiechnięto dnia z poczuciem, że przyzwoitość, praworządność zwyciężyła.
OdpowiedzUsuńTo jest kolejny 13. grudnia, który zapamiętam. Dzień pełen euforii!
Usuń