Pierwszy raz w dorosłym życiu nie świętowałam Wielkanocy. Nie robiłam wielkich zakupów, nie pucowałam mieszkania, nie myłam okien. W sobotę z rodziną syna byliśmy u nich na działce, gdzie pod koniec lata zacznie się budowa ich domu. Było ognisko, kiełbaski, warzywa i kromki chleba z grilla. I oczywiście gadanie o wszystkim i o niczym. Świeże powietrze mnie wykończyło. Po powrocie do domu padłam na dwie godziny. Pewnie nawet chrapałam.😉 Niedziela była jak każda inna. Dziś syn z dziećmi byli u nas na obiedzie. Synowa nie miała siły na wyjście z domu, bo była po 24-godzinnym dyżurze w pracy. Nastąpiła wymiana serników i innych dóbr, Najmłodszy pochłonął największego schabowego, potem tradycyjnie graliśmy w państwa-miasta. Jak zwykle. To taka nasza rodzinna tradycja.
Dlaczego tak? Trudno mi się pozbierać po śmierci wujka, bliska mi Młoda Dziewczyna trafiła w środę do szpitala psychiatrycznego, martwię się przyszłością - same zmartwienia i kłopoty. Nie miałam ani sił, ani ochoty na świętowanie.
Żeby choć wiosna przyszła...
Ostatni akapit smutny bardzo...
OdpowiedzUsuńPrzytulam Cię Halinko.
Stokrotka
Tak to czasem bywa, że przykrości i kłopoty się kumulują.
OdpowiedzUsuńCałkiem dobre Święta miałaś. Szkoda tylko, towarzyszył tym wyborom smutek. Chciałabym móc sie tak wyłączyć. Ale znów dałam się '"wrobić" w rodzinne Święta u nas. Oczywiście było, jak zawsze wesoło, rodzinnie i serdecznie. Ale kosztem mojego zdrowia (jakiś ucisk na nerw, ledwo chodziłam). Czekam z utęsknieniem, aż któryś z chłopaków będzie miał tyle miejsca, żeby poprosić do siebie całą rodzinę. Nie wiem, czy dożyję (Marek się ma budować, ale nie wiem, czy 2 lata mu wystarczą?). Młodzi są teraz wygodni, często wolą wyjechać, niż coś zorganizować. Spokojnej wiosny Halinko!
OdpowiedzUsuń