czwartek, 3 kwietnia 2025

167 Połowa tygodnia

 Środa to ciężki dzień.  Dosłownie,  bo muszę targać ze sobą wszystkie książki, potrzebne do przeprowadzenia zająć, do tego wydruki ćwiczeń, tekstów, sprawdzone prace. Rozrzut grup  tego dnia jest niezły. Najpierw w PCK grupa A1, czyli zaczynamy od zapoznania z literami, podstawowymi zwrotami, walczymy z fonetyką.

W grupie jest kilka pań z rocznika 1949, kilka młodych i dwóch panów - Ukrainiec i Mongoł.Poziom różny, ale jakoś to sklejamy. W Ośrodku  Integracji panuje fajna atmosfera, niemal rodzinna.

Stamtąd pędzę do mojej szkoły językowej, żeby zrobic lekcję na C2 z bardzo mądra i ambitną panią taksówkarką.

Dziewczyna ma już za sobą świetnie zdany egzamin na B1 i myśli o C1, choć certyfikat na tym poziomie nie jest jej potrzebny.  Myślę, że  dobrze go mieć, kiedy chce się tu zostać na resztę życia. A ona chce.  Wiadomo, że nie wiadomo jaki urzędnik i kiedy zarząda dokumentu potwierdzającego znajomość języka.

Po lekcji z Nastią mam trzy godziny przerwy. Zdecydowanie za mało, żeby pojechać do domu, więc pędem pognałam do sklepu z zielonym szyldem po sałatkę i bułkę. Przy okazji trochę się przewietrzyłam.

Po przerwie przychodzi grupa B2 - 6 kobiet i jeden chłopak. Dwie pielęgniarki, hotelarka, laborantka, kosmetolożka i pan programista. Reprezentanci trzech krajów. Też szykujemy się do egzaminu, ale tym razem dopiero na czerwiec.

Na koniec półtorej godziny z siedemnastolatkiem, który już raz nie zdał egzaminu  na B2, a musi go zdać, żeby dostać się na studia.

Kończę o 20.00  i jeśli mam szczęście,  to udaje mi się dotrzeć do domu w ciągu 40 minut.

Na szczęście  tylko środa jest  taka długa.