Już po egzaminie z naszego ojczystego języka. Dla wielu obcokrajowców to być albo nie być w Polsce, mieć pracę, albo żyć z zasiłku, studiować za darmo, albo słono płacić za dzienne studia. Egzamin składa się z kilku części i każdą trzeba zdać przynajmniej na 50%, żeby zaliczyc całość. Na poziomie C1 to 60%. Rzadko zdarza się, żeby ktoś miał tylko to minimum, ale też sporo osób nie zdaje. Przykro, kiedy ktoś zdaje kolejny raz na C1 i nie zalicza tylko jednej części egzaminu. Nam jest przykro, a co dopiero zdającemu. Pamiętam dziewczynę, która zdawała po raz trzeci i kolejny raz zabrakło jej dwóch punktów. To już zwykły pech.
Ciekawa jestem, ilu Polaków zdałoby taki test. Sądzę, że dwielu maturzystów miałoby z nim problem.
Zdawałyście/- liście taki egzamin z języka kraju, w którym mieszkacie?
Bardzo rygorystyczne te sprawdziany i ocenianie. W sumie roboty mogłyby oceniać te prace. Nie ma miejsca na żadne ale. A przecież język jest żywą materią. Można przekazać myśl na 10 sposobów. Czy Ty nigdy nie buntowałaś się przeciwko systemowi oceniania? To jest "strzyżenie" wszystkich pod linijkę, urawniłowka. Cóż za mądre (zapewne warszawskie) głowy wymyślają tematy egzaminów. Pamiętam, że buntowałam się przy egzaminach z rosyjskiego. Myślałam sobie, że pytania były nie dość wyraźnie sformułowane. Że wymogi na B2 są wygórowane, a na C1 to nawet 5 lat studiów na polskim uniwersytecie może nie starczyć. Rozumiem, że jakieś kryteria trzeba przyjąć i mają zastosowanie dla wszystkich. Czy to dziewczę bez tych dwóch punktów nie poradziłoby sobie w pracy, na studiach? Nie, nie, nie chciałabym mieć na sumieniu czyjegoś losu. Ten egzamin powinna przeprowadzać sztuczna inteligencja, bez sumienia i uczuć. Ja jestem za miękka i ogólnie nie znoszę żadnych egzaminów, porównań (rywalizacji). Przez 35 lat pracy postawiłam tylko jedno nd w indeksie ( tuż przed pójściem na emeryturę, chłopak poprawił je potem na uczciwe dst+). Stawiałam nd, oczywiście, ale zawsze z możliwością poprawy, bez wpisu w akta. No, ale teraz inne czasy, zupełnie inne realia. Jest jak jest. Pozdrawiam Cię serdecznie
OdpowiedzUsuńNie do końca masz rację. O ile pewne zadania mógłby sprawdzać komputer ( gdyby ktoś wpadł na pomysł zrobienia karty odpowiedzi), to już sprawdzanie przez AI prac pisemnych większość zdających pogrążyłaby na zawsze. Nie wyobrażasz sobie, co obcokrajowcy potrafią robić z językiem polskim. Żywy człowiek jest w stanie to skorygować, AI raczej nie.
OdpowiedzUsuńAle, czy jak człowiek (czyli egzaminator) skoryguje, to zaliczy takie zdanie? Oh, niektórzy pewnie sobie myślą, że łatwiej byłoby pojechać do "łatwiejszego" (językowo) języka. No, bo co taki polski? Nigdzie w świecie im się nie przyda ;)
UsuńMiało być oczywiście łatwiejszego - kraju.
UsuńHaniu, po pierwsze ci ludzie chcą zostać w Polsce i dlatego zdają egzamin państwowy, którego zdanie pozwala starać się m.in.o obywatelstwo. Oni już nie będą szukać łatwiejszego "językowo" kraju.
UsuńEgzaminator zaznacza i klasyfikuje błędy, nigdy ich nie poprawia, bo w tym przypadku sprawdzanie nie ma waloru edukacyjnego. My jedynie określamy stopień poprawności posługiwania się polskim.
A wracając do historii dziewczyny, której zabrakło dwóch punktów. Nie czuję się odpowiedzialna za los takich ludzi. W życiu tak jest, że jeśli idziesz na egzamin, to po prostu musisz umieć.
Hej Halinko, zdgadza sie to, ze idac na egzamin i chcac go zdac trzeba umiec :)) Ale nie zawsze to sie sprawdza. Bardzo czesto przydaje sie lut szczescia albo wynik egzaminu zalezy od egzaminatora. Od jego widzinisie. Dlatego uwazam, ze im wiecej kryteriow i mozliwosci " zapunktowania", tym jest sprawiedliwiej dla zdajacego, jest to bardziej wymierne. Te dwa punkty niestety wskazuja na to, ze jeszcze czegos brakowalo do tego absolutnego minimum. To minimum musi byc wyznaczone, bo w przeciwnym razie to moze by tak obnizyc je o dwa punkty, a moze o trzy, a czemu nie o piec? Jesli ta dziewczyna by zdala majac dwa punkty mniej, to jak czulaby sie osoba , ktora by nie zdala, majac trzy punkty mniej? To nie do przyjecia. Pozdrawiam i zycze ci pieknego wypoczynku i odpoczynku w czasie Swiat . 🐣🐣🐣Asia
OdpowiedzUsuńNa szczęście kryteria są bardzo szczegółowe, choć niektórych (również egzaminatorów) strasznie to irytuje. Łut szczęścia może dotyczyć tematu pracy pisemnej czy odpowiedzi ustnej, bo ktoś może lepiej opanować słownictwo z jakiegoś zakresu i akurat wylosuje to, co umie. Nie ma, na szczęście, możliwości przymykania oka na błędy.
UsuńRadosnych świąt!🌞
Nasz język jest bardzo trudny i z dużym uznaniem słucham tych obcokrajowcow, którym udało się go opanować.
OdpowiedzUsuńPodziwiam tych, którzy uczą się polskiego!
OdpowiedzUsuńZdawałam, w 1988 roku, to był Instytut Goethego, i poziom tam dosyć wysoki. 4 etapy po 2 miesiące, egzamin na półmetku i na koniec, ustny i pisemny, który zdałam świetnie, jedynie że słuchu miałam problemy, i to chyba tak zaczynał się okazywać mój problem z uszami i słuchem ogólnie.
OdpowiedzUsuńPlusem w tym wszystkim było oczywiście, że język nie był dla mnie nowością.
Jotko, a czy wasi uczniowie mogą pracować że słownikami? Bo u nas wtedy nie było to pożądane, tylko w ostatecznym przypadku.
Pytanie chyba było do mnie😉.
OdpowiedzUsuńNigdy nie używam słownika na lekcji. Nie używam też jezyka kursantów. Czasem nieźle się przy tym nagimnastykuję, ale to skuteczna metoda
Ja zdawałam egzamin z języka angielskiego, tzw. FCE na początku lat 90., który wtedy uprawniał na początku do nauki języka angielskiego w szkołach, zanim skończyło się kolegium językowe. Był bardzo trudny, zdałam na B, do zaliczenia były stopnie A B C. Wcześniej uczyłam się języka angielskiego w liceum oraz na lektoracie. Znajomość języka później przydała mi się w życiu, nie tylko w pracy.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wreszcie obcokrajowcy zaczęli się uczyć języka polskiego i nie tylko Białorusi czy Ukraińcy. Chcą mieszkać w naszym kraju i uważają, że to dobry kraj do życia. Egzamin jest trudny, ale oni pilnie się uczą i z szacunkiem podchodzą do naszego kraju. Dla mnie to bardzo fajne uczucie.
Najsłabiej idzie im pisanie. Gdy ja kiedyś zdawałam egzamin, miałam w głowie gotowce do pisania i dobrą gramatykę, dużo słownictwa. Bałam się słuchania, bo w tym byłam zawsze słaba i do tej pory to mam.
Uczyłam wcześniej polskiego obcokrajowców, ale to nie byli emigranci, z tym jest zupełnie inaczej.
Nasi kursanci to nie tylko wojenni czy polityczni uchodźcy. Niektórzy przyjechali tu za miłością, inni na studia, a jeszcze inni są pracownikami zagranicznych firm, które działają w Polsce.
UsuńRozróżniam na tych, o których sama napisałaś, że być albo nie być. Bo zakochani, jeśli tylko się pobiorą, to mają wszystkie prawa w Polsce. Pracujący w firmach nie przyjmują się tak bardzo znajomością języka. Uczą się, bo tak nakazują im szefowie, albo sami nimi są 😃 my tak mieliśmy przez kilkanaście lat z naszą hutą, którą kupili Hiszpanie. Zawsze się uczyli ale była rotacja pracowników.
OdpowiedzUsuńA ci którzy uczą się, żeby dostać kartę pobytu, są naprawdę godni podziwu. Tak ich odbieram.