Środa to ciężki dzień. Dosłownie, bo muszę targać ze sobą wszystkie książki, potrzebne do przeprowadzenia zająć, do tego wydruki ćwiczeń, tekstów, sprawdzone prace. Rozrzut grup tego dnia jest niezły. Najpierw w PCK grupa A1, czyli zaczynamy od zapoznania z literami, podstawowymi zwrotami, walczymy z fonetyką.
W grupie jest kilka pań z rocznika 1949, kilka młodych i dwóch panów - Ukrainiec i Mongoł.Poziom różny, ale jakoś to sklejamy. W Ośrodku Integracji panuje fajna atmosfera, niemal rodzinna.
Stamtąd pędzę do mojej szkoły językowej, żeby zrobic lekcję na C2 z bardzo mądra i ambitną panią taksówkarką.
Dziewczyna ma już za sobą świetnie zdany egzamin na B1 i myśli o C1, choć certyfikat na tym poziomie nie jest jej potrzebny. Myślę, że dobrze go mieć, kiedy chce się tu zostać na resztę życia. A ona chce. Wiadomo, że nie wiadomo jaki urzędnik i kiedy zarząda dokumentu potwierdzającego znajomość języka.
Po lekcji z Nastią mam trzy godziny przerwy. Zdecydowanie za mało, żeby pojechać do domu, więc pędem pognałam do sklepu z zielonym szyldem po sałatkę i bułkę. Przy okazji trochę się przewietrzyłam.
Po przerwie przychodzi grupa B2 - 6 kobiet i jeden chłopak. Dwie pielęgniarki, hotelarka, laborantka, kosmetolożka i pan programista. Reprezentanci trzech krajów. Też szykujemy się do egzaminu, ale tym razem dopiero na czerwiec.
Na koniec półtorej godziny z siedemnastolatkiem, który już raz nie zdał egzaminu na B2, a musi go zdać, żeby dostać się na studia.
Kończę o 20.00 i jeśli mam szczęście, to udaje mi się dotrzeć do domu w ciągu 40 minut.
Na szczęście tylko środa jest taka długa.
Fascynująca praca. I niemal od razu widzi się efekty, prawda?
OdpowiedzUsuńBardzo lubię moją pracę. Efekty widać po około dwóch miesiącach i to naprawdę bardzo cieszy.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńCzy Twoi językowi podopieczni to uciekinierzy z Ukrainy?
OdpowiedzUsuńDuży plus dla nich, że się starają, chcą, uczą się języka kraju, który sami wybrali.
W Niemczech to raczej w kratkę jest.
Pozdrawiam serdecznie.
Najczęściej mam do czynienia z uchodźcami wojennymi z Ukrainy i politycznymi z Białorusi. To ludzie w różnym wieku, różnym poziomie wykształcenia, ale wszyscy chcą mieć dobrą pracę, chcą studiować, a bez znajomości języka to nie jest możliwe. Dlatego brną przez meandry naszego języka. Rzadko zdarza się, żeby ktoś opuszczał zajęcia.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńAcha, dziekuje za odpowiedź, tak przypuszczałam. Jaka jest sytuacja prawna uciekinierów, czy Polska udziela azylu politycznego, czy są jedynie "tolerowani", jak u nas to się określa? Oczywiście z opcją wydalenia w takim przypadku.
UsuńUchodźcy wojenni z Ukrainy nie są azylantami. Początkowo dostawali pomoc np. w postaci bezpłatnych przejazdów komunikacją (chyba przez 4 miesiące), pomoc rzeczową - odzież, jedzenie, środki czystości, pomoc prawną. Teraz funkcjonują, jak wszyscy - pracują, wynajmują mieszkania, jeśli dziecko jest objęte naszym systemem edukacj, rodzice dostają od państwa 800 zł miesięcznie (tak jak Polacy). Niektórzy uczą sie polskieho za darmo. Płaci za nich PCK. To przeważnie są kobiety i dzieci. Mężczyźni w wieku poborowym nie są wypuszczani z Ukrainy.
UsuńOchroną międzynarodową (azylem) są objęci uchodźcy polityczne z Białorusi (po roku 2020).
Jakie masz inne narodowości z tych trzech krajów prócz wiadomo Ukraińców i wspomnianego Mongoła? Z jakich książek korzystasz, jeśli można spytać? Czy ujednolicacie angielskojęzycznych i Ukraińców? My uczymy oddzielnie.
OdpowiedzUsuńMamy różnych kursantów. Słowianie łatwiej i szybciej przyswajają polski, więc korzystnie jest tworzyć jednolite grupy. Mam teraz grupę B2, w której, oprócz Ukraińców, jest dziewczyna z Filipin i chłopak z Nikaragui. Na tym poziomie różnice wynikają raczej z przykładania się do nauki niż z tego, jaki jest pierwszy język kursanta. Korzystamy z różnych podręczników. Na A1-A2 chyba najlepiej sprawdza się "Polski krok po kroku ". Korzystam też z "Przejdź na wyższy poziom" i "Na łamach prasy". A z czego Ty korzystasz? Co polecasz?
OdpowiedzUsuńDziękuję ci za odpowiedź. Z grupami ukraińskimi to bardzo dobrze się sprawdza "Polski krok po kroku". W zeszłym roku mieliśmy dwie grupy A1 A2 po 15 osób! To PCK zamówił. Teraz mają w lokalu stowarzyszenia. U mnie były za małe sale. Uczymy indywidualnie i gdy ktoś sam przygotowuje się do B2.
OdpowiedzUsuńNatomiast w grupach anglojęzycznych, też jako drugi język, z Azji południowo-wschodniej/ Bangladesz Indie Tajlandia Filipiny/ mamy mini -grupki i indywidualne, bo poziom ludzi jest zróżnicowany. Mam jednego gościa z Bangladeszu, jestem w nim zachwycona. Studiował kiedyś w Moskwie po angielsku, u siebie też i ma talent do języka. To przyjemność z nim pracować, dużo mówi i rozumie, ale chcę zdać B1 na kartę rezydenta. Ale niestety nie pisze. Z nim mam podręczniki po angielsku Polish for foreigners i robię testy po kolei.
Kiedyś mieliśmy bardzo dużo grup języka polskiego w zakładzie metalurgicznym, który zakupiła firma hiszpańska. Ale byli też tam Francuzi i Turcy. Wcześniej mieliśmy firmę duńską.
Muszę przyznać szczerze, że mnie bardzo bawi nauka języka polskiego nie- słowiańskich nacji. Wiele razy powstrzymuje się ,żeby nie parsknąć śmiechem. Jak oni śmiesznie powtarzają.
Ponadto moja ulubiona zabawa z mężem Anglikiem, to jest prośba , żeby powtarzał różne polskie wyrazy. Cala rodzina pęka ze śmiechu 🤣
W grupach anglojęzycznych też mamy ludzi z całego świata. Często są to żony Polaków, czasem studenci i pracownicy naukowi uniwersytetów. Zdarzają się przedsiębiorcy z Niemiec, którzy współpracują z polskimi firmami. Ci preferują tygodniowe, bardzo intensywne kursy. Raz był pan, architekt krajobrazu, który dwa lata uczył się polskiego u siebie, znał na pamięć wszystkie deklinacje i koniugacje, ale nie potrafił nic z tą wiedzą zrobić. Cały tydzień ćwiczyliśmy najprostsze zwroty, potrzebne przy zawieraniu umów i... nazwy drzew, kwiatów, ziół. Na koniec dostałam od niego piękny bukiet z kwiatów, które potrafił nazwać po polsku. 😀
OdpowiedzUsuńMogłabym godzinami opowiadać o różnych, związanych z pracą, przygodach.
Niestety, aparat mowy, który długie lata funkcjonował według jednego schematu, nie jest łatwo podatny na zmiany, więc Twój mąż pewnie jeszcze długo będzie obiektem żartów. Dobrze, że go to nie irytuje.
Ten i poprzedni wpis dobrze pokazuja jaka wazna prace robisz i jak jestes zajeta od rana do nocy. Podziwiam!
OdpowiedzUsuńI gratuluje - nie kazdemu by sie chcialo.
Musi byc troche meczacym dostosowywac sie do poziomu kazdego studenta, jego mozliwosci .
Całe życie przepracowałam w szkole, więc dostosowywanie sposobu nauczania do możliwości uczniów chyba weszło mi w krew. Jeśli uczy się, nie myśląc o tych, do których mówimy, to taka robota nie ma sensu.
OdpowiedzUsuńNa Ukrainie trwa okrutna wojna. Ci, którzy ocaleją, którzy zdobędą wiedzę, będą służyć swojemu krajowi tą wiedzą, umiejętnościami, albo będą pracować w Polsce, tu będą płacić podatki i my będziemy z tego korzystać. Tak to widzę.
Jesteś Siłaczką Halinko! Ja też bardzo lubiłam swoją pracę, ale jeszcze bardziej ceniłam swoją niezależność. W końcu niczego nie musieć, nie być zależną od terminów zajęć (wakacje tylko latem). Widzę, że te 5 lat różnicy między nami robi sporą różnicę :) Ja już nie mam energii i zwyczajnie fizycznych sił na takie codzienne zmagania. Pamiętam, jak wyczerpujące były 4 zajęcia po 1,5 h jednego dnia, a przerwy najwyżej 15 minutowe. Nie nadaję się już do stałych zobowiązań. Życzę Ci dużo sił i zdrowia. I nieustająco podziwiam!
OdpowiedzUsuńHaneczko, mnie praca z jednej strony męczy, z drugiej trzyma przy życiu. Paradoks, prawda?
UsuńCztery zajęcia po 1,5 godziny to bardzo dużo. Mało kto jest w stanie efektywnie tyle przepracować.
I ja Tobie życzę sił i zdrowia. I świętego spokoju.😘