środa, 4 grudnia 2019

13. No to jestem

Tak dawno tu nie zaglądałam, że zapomniałam jakie jest hasło do logowania się na bloga. No tak! Tu pojawia się problem poprawności językowej - "na bloga", czy "na blog"? Mnie jest poręczniej pisać/ mówić "na bloga", "dostałam esemesa" itp. Nie wiem, co na to pan profesor Miodek.😉
No więc musiałam zmienić hasło. Oczywiście zapisałam je w tajnym zeszycie z jeszcze bardziej tajnymi hasłami, które zapominam momentalnie po ich wpisaniu. Mogłabym mieć jedno do wszystkich tajemnych kont, ale urządzenie wymaga, żeby było co rusz  inne.  Nie nadążam za tym, a właściwie moja skołatana łepetyna nie nadąża. Zapominanie to moja specjalność.

Nie pisałam, bo ręka była mało sprawna i trudno mi było pisać na normalnej klawiaturze, a do dziubania na tablecie nie mam siły. Starałam się tylko od czasu do czasu wtrącić swoje trzy grosze pod Waszymi postami, które czytam codziennie. Nawet nie chce myśleć, co by było, gdyby mi Was zabrakło!!!

Co się wydarzyło od 4. listopada? Bardzo dużo. Przede wszystkim stał się cud, który niech trwa! Pamiętacie moje opowieści o Młodym? To syn mojego Męża. Kto nie pamięta, temu przypominam, że jest  to człowiek, którego zachowanie kosztowało nas potworną ilość zmartwień.  To były wyciągane od nas pieniądze, alkohol lejący się strumieniami, kradzieże, narkotyki. Koszmar. I nagle PSTRYK! Zmiana o 180 stopni. Decyzja o wizycie u psychiatry, podjęcie leczenia na oddziale zamkniętym, uczestnictwo w mitingach grup AA i całkowicie inny sposób myślenia. Niemal z dnia na dzień można było z nim normalnie rozmawiać. Najpierw prowadzony za rękę, a potem już samodzielnie pozałatwiał wszystkie sprawy, których nie był w stanie załatwić przez ostatnich dziesięć lat. Od kilku dni pracuje w Niemczech, a ja drżę, żeby się udało, bo ta normalność jest bardzo krucha, choć on wydaje się być bardzo mocny.
To tak w skrócie.

11 listopada miał urodziny i postanowiliśmy go odwiedzić. W związku z tym pierwszy raz w życiu leciałam samolotem. Wiem, że to może się wydać śmieszne, ale po pierwsze nie było okazji, po drugie jestem wielbicielką Polskich Kolei Państwowych (poza jednym incydentem sprzed czterdziestu lat, o którym wolę nie pamiętać), a po trzecie zawsze twierdziłam, że gdyby Bóg chciał, żeby ludzie latali, to by dał nam skrzydła. No i po czwarte mam lekką klaustrofobię i lęk wysokości.
Niestety, Mąż kupił bilety i tym samym postawił mnie przed faktem dokonanym. Dzięki radom mojej mejlowej Przyjaciółki poukładałam sobie wszystkie strachy  w głowie i lot był całkiem miły. Dziękuję, Asiu!😘
Gdyby jeszcze nie to czekanie na lotnisku i zdejmowanie butów w czasie kontroli bezpieczeństwa, to by było całkiem, całkiem. Dobrze, że nie miałam już drutów w ręce, bo bym im tam dzwoniły koncertowo.

Kraków już lubię, więc pobyt był uroczy.  Mieszkaliśmy u Młodego w starej kamienicy przy Rynku Kleparskim i idąc po schodach niemal słyszałam szelest sukni pani Dulskiej. Aż dziwne, że ani razu za którymiś drzwiami nie rozległo się wołanie: "Mela, Hesia! do fortepianu!"
A po powrocie do domu wpadła mi w ręce książka Justyny Bednarek i Jagny Kaczanowskiej  "Okruchy dobra", której akcja dzieje się w Krakowie w okolicy Rynku na Starym Kleparzu. Jeśli któraś z Was potrzebuje chwili spokoju i okruchu dobra, to polecam tę lekturę.

No i tak leci dzień za dniem. Pozornie życie płynie spokojnie, ale tak naprawdę ciągle coś się dzieje.
Mąż wyjechał do pracy i wróci w połowie stycznia. Ja dostałam dziś zastrzyk ze sterydu, który ma mnie wyleczyć z zespołu cieśni nadgarstka (prawdopodobnie powikłanie po złamaniu). Raczej nie łudzę się, że mi to pomoże, ale takie są procedury. W styczniu okaże się, jaki jest efekt rehabilitacji i sterydu, a wtedy zapadnie decyzja o ewentualnej operacji. Zaniedbanie tej dolegliwości może doprowadzić do przykurczów palców, a to nie jest fajne. Na razie uparcie  ćwiczę, żeby uruchomić prawie całkiem sztywny nadgarstek.

I to by było na tyle. Dziękuję, że jesteście.💟

2 komentarze:

  1. Ja tu wczoraj sporo napisałam, a potem poprawiając brak polskich znaków fruu, wszystko zniknęło.
    A chciałam powiedzieć, że cieszy mnie ten "powrót' syna marnotrawnego na "łono społeczeństwa". Powiadają, że czasem trzeba spaść na dno, żeby móc się od niego odbić. Wiem, że niektórzy na tym dnie toną. Cóż...Dobrze, że to nie on (póki co).
    Mnie tez się darzyło zapomnieć hasła do drugiej poczty albo znów miałam pecha i to internet twierdził, że sie mylę ( ja nawet z nawigacja dyskutuję, kiedy jestem przekonana, że mam rację). Zrezygnowałam, odpuściłam pocztę, bo nie byłam w stanie odzyskać hasła (nie podałam nr telefonu ani alternatywnego adresu).
    A Ty samolotem leciałaś do Krakowa, a tych ceregieli, jakbyś na drugi koniec świata leciała. Też nie znoszę tej odprawy przed lotem, bo zwykle, z niewiadomego mi powodu, 'dzwonię'. Już mnie A. nazywa etatową terrorystką ;)
    A ręka, to nieodzowna część naszego ciała, koniecznie musi być sprawna. Czy już zgłosiłaś sprawę o odszkodowanie? Bo to po zakończeniu leczenia życzą sobie zgłaszać szkodę. I zwykle stwierdzają "trwałe uszkodzenie", chociaż potem, po pół-, po roku może nie dawać objawów. ja dostałam odszkodowanie, chociaż nie miałam tak skomplikowanego złamania, jak Ty. Dbaj o rękę i o siebie w całości! :) Uściski dla Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, Haneczko, jak bardzo boję się o "marnotrawnego". On już tyle czasu zmarnował... Bardzo mocno wierzę, że mu się uda, a podobno nasze myśli tworzą rzeczywistość!

      Nie dostanę żadnego odszkodowania, bo nie jestem nigdzie ubezpieczona. Zresztą w związku z tym wypadkiem w zasadzie nie poniosłam żadnych kosztów ( poza dwiema prywatnymi wizytami u chirurga), więc nie czuję się pokrzywdzona.
      Dzięki za troskę!💖

      Usuń