Święta minęły spokojnie i bez echa. W Wigilię byliśmy tylko we dwoje. Wolałam spędzić ją tylko z mężem, bo u Młodych nie czujemy się najlepiej. Pojechaliśmy do nich wieczorem - z prezentami od Mikołaja i na kawę. Byliśmy dość krótko, żeby im nie przeszkadzać w pakowaniu, bo następnego dnia wyjeżdżali w góry. Szczęśliwie przez cały pobyt mieli piękną pogodę, a dzieciaki, szczególnie Najmłodszy, mogły się nacieszyć śniegiem. Mnie zawsze cieszy , kiedy uda im się gdzieś wyjechać na kilka dni, bo praca powoduje, że rzadko mają czas wyłącznie dla siebie.
Pierwszego dnia świąt poszliśmy na cmentarz, a popołudnie spędziliśmy w domu. Nam też należy się trochę czasu spędzonego razem. Choćbyśmy nie mieli ze sobą rozmawiać, to samo bycie w jednym pokoju jest przemiłe.
Drugi dzień to wizyta u siostry męża, a potem spotkanie u nas z naszą przyjaciółką i mentalną córką - Anią. Siostra męża, Ela, narobiła masę pysznego jedzenia, mimo że jest poważnie chora i nie czuje się najlepiej. Jednak chęć dochowania tradycji zwyciężyła. Może to dobrze? Może to doda jej sił do walki z chorobą?
Pogadaliśmy o rodzinie, oni powspominali swoje wspólne dawne czasy, ja posłuchałam i po dwóch godzinach, żeby nie męczyć dłużej gospodyni swoją obecnością, wróciliśmy do domu.
Wieczór z Anią był kontrastem do popołudnia z Elą. Ania dopiero wchodzi w dorosłe życie. Ma marzenia i plany zarówno zawodowe, jak i rodzinne. Z zawodowymi radzi sobie wspaniale! Ma wiele pomysłów, jest niezwykle energiczna i kreatywna. Przy tym jest niezwykle solidna i trzeźwo myśląca. Wkłada w swoją pracę całe serce. Przyznam, że ją podziwiam. Niestety, życie osobiste jakoś się jej nie układa.Co spotka na swojej drodze jakiegoś pana, to albo maminsynek, albo szałaput, albo tata obarczony potomstwem i byłą żoną. Zwykle każdy z nich jest o jakieś 15 lat starszy od niej. Przyznacie, że można stracić nadzieję na fajny związek i zaufanie do nowych znajomości.
W sobotę mąż wyjechał, Młodzi wrócili z gór, a ja próbuję wyleczyć się z przeziębienia, które poza kaszlem, nie daje żadnych objawów. Wypluwam płuca i zatruwam sąsiadom życie odgłosami duszenia się.
Ani na Sylwestra, ani na późniejsze dni nie mam żadnych planów. Będę musiała wyjść do sklepu po mleko i warzywa. To wszystko. Za to naczytam się do bólu oczu!
Ręka boli, bo nie do końca poddaje się zabiegom rehabilitacyjnym. Mikołaj przyniósł mi bon na wizytę u rehabilitanta i kolejne zabiegi, więc może coś jeszcze da się zrobić w tej sprawie.
Za moment głupoty i nieostrożności zapłacę niesprawną ręką. Cóż, głupota nie boli. Dopiero jej skutki dają się we znaki.
Na koniec chcę Wam podziękować za wszystkie Wasze wpisy, dzięki którym nie czuję się samotna, które inspirują mnie do czytania, szperania w necie, do myślenia.
Dziękuje też za to, że tu zaglądacie i dzielicie się ze mną swoimi refleksjami.
Życzę Wam (i sobie też) wspaniałego Sylwestra
i pomyślnych dni w nadchodzącym roku. Żebyśmy dały radę wszystkim przeciwnościom losu, żeby nigdy nie brakowało powodu do uśmiechu.
Wszystkiego najlepszego w 2020 roku!